Poszukiwacze znają wiele historii,które okazują się później niczym innym jak wybujałą fantazją,jednak nie weryfikując tematu nie dowiemy się jak było naprawdę.
... Warunki pogodowe nie były najlepsze padał deszcz, był początek maja.Kilka dni wcześniej postanowiliśmy po raz kolejny zweryfikować informację dotyczącą zatopionych ciężarówek z ładunkiem.Długi weekend przysporzył jednemu z nas solidny ból głowy,co opóźniło organizację sprzętu przewidzianego na tą wyprawę.W końcu udało się osiągnąć planowany porządek dnia.Po bardzo szczegółowej kontroli sprzętu i załadowaniu do pojazdów wyruszyliśmy w drogę.
W czasie drogi analizowaliśmy po raz kolejny sytuacje jakich należałoby się spodziewać oraz różne warianty późniejszego postępowania.Ostatecznie osiągnęliśmy cel wyjazdu,Andrzej (jeden z uczestników) podekscytowany wysiadł z samochodu i rozpoczął przygotowania sprzętowe.Postanowiłem na chwilę powstrzymać jego zapał i zasięgnąć "języka".
Okolica była bardzo piękna i malownicza, jeziorko położone w małej dolince przy drodze, roślinność kwitła, pomimo mżawki poranek zapowiadał się ciekawie.Jak się okazało z łatwością odnalazłem "miejscowych".Po bardzo przyjaznej rozmowie dowiedziałem się,że owszem ciężarówki były tutaj zatopione ale niestety jeden z mieszkańców o nazwisku ....... wydobył pojazdy i mijało by się z celem ponowne penetrowanie ,ponieważ jest to informacja pewna,natomiast co do ładunku niestety nikt nie był w stanie nic więcej powiedzieć.Wróciłem do oczekującej ekipy w celu ustalenia dalszego postępowania.Chwilę po tym podszedł do nas jeden z ostatnich rozmówców i powiedział ,że wie gdzie znajduje się samolot aliancki jak to ujął.Jak zwykle sceptycznie nastawiony zadałem jeszcze kilka pytań i w konsekwencji udaliśmy się na domniemane miejsce, gdzie znajduje się samolot.Wszyscy w ekipie mieli mieszane uczucia ale rozmówca zarzekał się na wszystkie świętości,że samolot tam jest.Po drodze dowiedzieliśmy się również, że żyje jeszcze świadek tamtych zdarzeń,kiedy doszło do tej tragedii.Sama świadomość ,że porozmawiamy z osobą będącą najbliżej tej historii napawała nas olbrzymim entuzjazmem.Dotarliśmy do miejscowości S.i zaparkowaliśmy na posesji p.Antoniego.Oczywiście nasz rozmówca znał bardzo dobrze właściciela więc tym bardziej nie było powodów nie wierzyć.Zapukałem w drzwi......Po krótkiej chwili zostały uchylone i usłyszałem wypowiedziane, krótkie ,zdecydowane :Słucham.W tym momencie wtrącił się nasz rozmówca i dokonał naszej prezentacji.P.Antoni śmielej otworzył drzwi i zaczął opowiadać."W czasie zawieruchy wojennej jak wielu ludzi jako młody chłopak trafił do pracy przymusowej u jednego z niemieckich gospodarzy do pracy w gospodarstwie.Kiedy linia frontu zbliżyła się na niezbyt odległe tereny, a lotnictwo radzieckie przejęło kontrolę nad obszarem, pewnego dnia podczas prac polowych doszło do pojedynku w powietrzu dwóch wrogich sobie samolotów ,czego świadkiem był p.Antoni oraz pozostali pracownicy.Zacięta walka trwała kilkanaście minut po czym jeden z samolotów trafiony począł spadać na pobliskie pole obok tego, na którym pracował m.in. p.Antoni.Zdarzenie to miało miejsce (jak się później dowiedziałem po dokładnej analizie) dokładnie o 10.30 .Mieszkańcy jak i pozostali pracownicy pobiegli pomóc pilotowi kiedy ten znalazł się na ziemi niestety ,gdy próbowali wyciągnąć jego z kabiny za rękę ta urwała się i w przerażeniu ludzie rozbiegli się.Pilot nie przeżył".
Historia okazała się nieprawdopodobna i wydawało się prawdziwa,potwierdzająca prawie w pełni informacje naszego pierwszego rozmówcy za wyjątkiem jednej,że nie był to samolot aliantów ale...niemiecki..Po serdecznym pożegnaniu naszego "żywego świadectwa tamtych wydarzeń" p.Antoniego wyruszyliśmy w drogę, gdzie powinien był znajdować się samolot.Droga nie była tutaj najlepsza ale na szczęście deszcz przestał padać.Po dotarciu na miejsce i ustaleniu kilku szczegółów przygotowaliśmy sprzęt i rozpocząłem przygotowania do zejścia pod wodę.Teren okazał się trudnym do penetracji,bardzo gęsto porośnięty dziką roślinnością i drzewostanem,podmokłym z oczkiem wodnym po środku,dodatkowo silnie zamulonym.Kiedy dotarłem w końcu do linii brzegowej przystąpiłem do poszukiwań,obierając jedną z metod poszukiwania polami.Systematycznie odmierzając każdy metr posuwałem się do przodu,obszar do spenetrowania był olbrzymi metoda bardzo skuteczna,niestety czynnik który nas bardzo ograniczał, czyli czas był bezlitosny, po około dwóch godzinach nie osiągając celu, wyczerpany i zziębnięty postanowiłem zrobić przerwę i skonsultować dalsze działania z zespołem.Podczas rozmowy ustalono,że w miejscowości S. jest jeden człowiek ,który bardzo dokładnie zna położenie samolotu.Po krótkiej rozmowie i ustaleniu dalszych czynności każdy otrzymał nowe obowiązki i przystąpiliśmy do ich realizowania.Andrzej wraz z naszym zaprzyjaźnionym rozmówcą udali się do miejscowości S. zweryfikować możliwą lokalizację samolotu.Pozostała część zespołu pomimo swoich zajęć oczekiwała w napięciu wiadomości.Po około 1 godzinie pojawił się w oddali samochód prowadzony przez Andrzeja,kiedy dotarli na miejsce z pojazdu wysiadł nieznany nam dotąd osobnik.Przedstawił się i po krótkiej prezentacji zespołu oraz analizie sytuacji udaliśmy się dokładnie do miejsca gdzie zalegał samolot według naszego informatora.Rozbieżność lokalizacji wynosiła około 25 m, nie wiele się zastanawiając włożyłem ponownie sprzęt i zanurzyłem się pod wodę.Widoczność pod wodą była równa zeru,poruszałem się z wielka ostrożnością,miałem świadomość jak wielkiemu napięciu emocjonalnemu poddana jest ekipa wyczekująca wiadomości: tak lub nie,Kiedy dotarłem na dno akwenu wyczułem dziwne metalowe kształty,postanowiłem dokładniej przyjrzeć się znalezisku .Wśród plątaniny różnych elementów rozpoznałem .......silnik,tak serce zabiło mocniej ,jest!!Wiele nie myśląc wynurzyłem się poinformować przyjaciół.Jest!!!-wykrzyknąłem.Euforia udzieliła się pozostałym i wygenerowała mnóstwo pytań.........
c.d. wkrótce
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz